Objawienie - Apokalipsa MP3

wtorek, 25 lutego 2014

Brak potrzeby więzi z Panem

Jezus nie wypowiada ani jednej pochwały pod adresem zboru w Laodycei. Zamiast tego, pastor czyta: “Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” [3:15-16]. Cóż za przerażające słowa z ust Pana.

Moje pytanie brzmi: Jak to się mogło stać, że cały kościół popadł w ten sam niebezpieczny stan? Jak to możliwe, by wszyscy byli duchowo ślepi do tego stopnia, że w końcu całe zgromadzenie stało się letnie? Nie ma ani jednej wzmianki o świętej resztce w tym zborze. Chrystus opisuje ich wszystkich jako “pożałowania godnych, nędzarzy, biedaków, ślepych i gołych” [3:17]. Jak to być może? Jak można być ślepym i gołym nędzarzem, nie zdając sobie z tego sprawy?

Stało się tak dlatego, że ludzie ci zostali zaślepieni potwornym kłamstwem. Laodycejczycy byli bardzo materialistycznymi, bogatymi ludźmi sukcesu. (Mogło to oznaczać wzrost liczebny ich kościoła, uzyskanie poważnych wpływów w otoczeniu czy duży budżet). Byli zatem całkowicie zadowoleni z siebie.

W oczach chrześcijan nie potrafiących odróżniać prawdy od fałszu taki kościół przeżywał rozkwit. Ludzie lubili tam przebywać i zapewne gromadziły się tam tłumy. Kiedy jednak Chrystus przyjrzał się bliżej temu wszystkiemu, był zatrwożony tym, co zobaczył. Laodycejczycy byli całkowicie zaślepieni kłamstwem, które brzmiało: “Jestem w porządku. Znajduję się we właściwym miejscu, jeśli chodzi o sprawy duchowe. Nie zmieniłem się, wciąż jestem takim samym, oddanym chrześcijaninem. Jestem sprawiedliwy i gorący dla Pana”. Jezus sam wypomina im takie przekonania: “Mówisz: bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” [3:17].

Dla mnie to zgromadzenie reprezentuje kapitalistyczny szał współczesnego Kościoła w Ameryce. Nasz naród jest społecznością kapitalistyczną, co w skrócie można ująć hasłem: “nieustający wzrost”. W świecie biznesu funkcjonuje motto: “Wzrastaj, albo giń” – musi następować powiększanie. Dlatego każdy musi usilnie dążyć do czynienia wszystkiego najlepszym i największym.

Nie ma w tym nic złego, że takie trendy dominują w biznesie. Mentalność tego typu przeniknęła jednak do Kościoła. Ameryka jest świadkiem “kapitalistycznego chrześcijaństwa”. Celem tego tworu nie jest już wzrost duchowy, lecz ekspansja liczebna, sukces i wielkie pieniądze. W ten szał dali się wciągnąć również usługujący.

Osąd Jezusa w stosunku do kościoła w Laodycei pasuje do wielu współczesnych zborów: “Nawet nie wiecie, co się z wami dzieje. Wasza ślepota spowodowała całkowitą letniość, a wy w ogóle tego nie widzicie. Cały czas uważacie, że jesteście dla Mnie gorący”.

Głównym grzechem kościoła w Efezie była utrata zażyłej społeczności z Jezusem. W Tiatyrze był nim zanik zdolności rozróżniania między prawdą a fałszem i w rezultacie duchowy nierząd. W Laodycei widzimy natomiast najgorszy grzech z możliwych: brak potrzeby więzi z Panem.

Skończyło się to nagością. Jezus wytknął laodycejskim chrześcijanom stan duchowego ogołocenia: “Aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja” [3:18]. Grecki wyraz użyty dla określenia nagości oznacza dosłownie “ogołocenie z zasobów”. Widzicie, Bóg zaopatruje tylko tych, którzy zdają się na Niego, którzy będąc w potrzebie polegają na Nim. W jakie zasoby? W prawdziwe duchowe bogactwa: w Jego siłę, w Jego moc czyniącą cuda, w Jego prowadzenie, w objawiającą się Jego obecność. Chrystus ostrzegał ten zadufany w sobie kościół: “Pozbawiłem was wszystkich moich zasobów. Wy jednak myślicie, że ich nie potrzebujecie. Jesteście zupełnymi nędzarzami, lecz nie zdajecie sobie sprawy ze swojego stanu”.

Wyobraźcie sobie takie zgromadzenie, siedzące wygodnie podczas godzinnego nabożeństwa uwielbieniowego. Po uwielbieniu słuchają krótkiego kazania o tym, jak radzić sobie ze stresem w codziennym życiu, a potem szybciutko kierują się w stronę wyjścia. Nie odczuwają potrzeby bycia skruszonym czy złamanym przed Jezusem. Nie widzą, że nieodzownym jest, by przeszywające przesłanie od Boga poruszało ich do głębi czy przekonywało o grzechu. Brakuje w tym zborze wołania: “Panie złam mnie, zmiękcz moje serce. Tylko Ty jesteś w stanie zaspokoić moje łaknienie”.
Gdzie się podziała niegdysiejsza gorliwość? Kiedyś ci sami ludzie biegli do kościoła, by chłonąć Słowo Boże i otwierać serca na światło Ducha Świętego. Teraz jednak uważają, że od tamtego czasu dojrzeli i nie potrzebują już takich rzeczy. Dlatego ograniczyli swoje chrześcijaństwo do niedzielnych poranków. To jest jednak religia letniości.

Jezus tak bardzo miłował pastora z Laodycei i jego zbór, że ostrzegł ich, iż podejmie radykalne kroki. Powiedział, że zamierza wytworzyć w nim i jego zborze zapotrzebowanie na Boże zasoby: “Wszystkich, których miłuję, karcę i smagam; bądź tedy gorliwy i upamiętaj się” [3:19]. Nadchodzące skarcenie w miłości miało w nich rozbudzić na nowo potrzebę wzywania pomocy Pańskiej i objawiania się Jego mocy.

Umiłowani, dzisiaj Chrystus mówi do nas te same słowa, jakie powiedział laodycejczykom: “Wszystko sprowadza się do wieczerzania ze Mną. Do otwierania drzwi swego serca, gdy pukam. Wzywam was teraz, byście do Mnie przyszli i weszli w społeczność ze Mną. Mam wszystko, czego wam trzeba, a każda chwila spędzona w mojej obecności będzie dla was sposobnością do zaopatrywania się w moje zasoby. Właśnie w taki sposób można je uzyskać. Społeczność ze Mną dostarczy wam czego potrzebujecie w służbie. Tylko przebywanie ze Mną może być źródłem tego wszystkiego”.

David Wilkerson
z artykułu: "Chrystus, który bada ludzkie serca"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz