Jezus nie wypowiada ani jednej pochwały pod adresem
zboru w Laodycei. Zamiast tego, pastor czyta: “Znam uczynki twoje, żeś
ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a
nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” [3:15-16]. Cóż za
przerażające słowa z ust Pana.
Moje pytanie brzmi: Jak to się mogło stać, że cały
kościół popadł w ten sam niebezpieczny stan? Jak to możliwe, by wszyscy
byli duchowo ślepi do tego stopnia, że w końcu całe zgromadzenie stało
się letnie? Nie ma ani jednej wzmianki o świętej resztce w tym zborze.
Chrystus opisuje ich wszystkich jako “pożałowania godnych, nędzarzy,
biedaków, ślepych i gołych” [3:17]. Jak to być może? Jak można być
ślepym i gołym nędzarzem, nie zdając sobie z tego sprawy?
Stało się tak dlatego, że ludzie ci zostali
zaślepieni potwornym kłamstwem. Laodycejczycy byli bardzo
materialistycznymi, bogatymi ludźmi sukcesu. (Mogło to oznaczać wzrost
liczebny ich kościoła, uzyskanie poważnych wpływów w otoczeniu czy duży
budżet). Byli zatem całkowicie zadowoleni z siebie.
W oczach chrześcijan nie potrafiących odróżniać
prawdy od fałszu taki kościół przeżywał rozkwit. Ludzie lubili tam
przebywać i zapewne gromadziły się tam tłumy. Kiedy jednak Chrystus
przyjrzał się bliżej temu wszystkiemu, był zatrwożony tym, co zobaczył.
Laodycejczycy byli całkowicie zaślepieni kłamstwem, które brzmiało:
“Jestem w porządku. Znajduję się we właściwym miejscu, jeśli chodzi o
sprawy duchowe. Nie zmieniłem się, wciąż jestem takim samym, oddanym
chrześcijaninem. Jestem sprawiedliwy i gorący dla Pana”. Jezus sam
wypomina im takie przekonania: “Mówisz: bogaty jestem i wzbogaciłem się,
i niczego nie potrzebuję” [3:17].
Dla mnie to zgromadzenie reprezentuje kapitalistyczny
szał współczesnego Kościoła w Ameryce. Nasz naród jest społecznością
kapitalistyczną, co w skrócie można ująć hasłem: “nieustający wzrost”. W
świecie biznesu funkcjonuje motto: “Wzrastaj, albo giń” – musi
następować powiększanie. Dlatego każdy musi usilnie dążyć do czynienia
wszystkiego najlepszym i największym.
Nie ma w tym nic złego, że takie trendy dominują w
biznesie. Mentalność tego typu przeniknęła jednak do Kościoła. Ameryka
jest świadkiem “kapitalistycznego chrześcijaństwa”. Celem tego tworu nie
jest już wzrost duchowy, lecz ekspansja liczebna, sukces i wielkie
pieniądze. W ten szał dali się wciągnąć również usługujący.
Osąd Jezusa w stosunku do kościoła w Laodycei pasuje
do wielu współczesnych zborów: “Nawet nie wiecie, co się z wami dzieje.
Wasza ślepota spowodowała całkowitą letniość, a wy w ogóle tego nie
widzicie. Cały czas uważacie, że jesteście dla Mnie gorący”.
Głównym grzechem kościoła w Efezie była utrata
zażyłej społeczności z Jezusem. W Tiatyrze był nim zanik zdolności
rozróżniania między prawdą a fałszem i w rezultacie duchowy nierząd. W
Laodycei widzimy natomiast najgorszy grzech z możliwych: brak potrzeby
więzi z Panem.
Skończyło się to nagością. Jezus wytknął laodycejskim
chrześcijanom stan duchowego ogołocenia: “Aby nie wystąpiła na jaw
haniebna nagość twoja” [3:18]. Grecki wyraz użyty dla określenia nagości
oznacza dosłownie “ogołocenie z zasobów”. Widzicie, Bóg zaopatruje tylko
tych, którzy zdają się na Niego, którzy będąc w potrzebie polegają na
Nim. W jakie zasoby? W prawdziwe duchowe bogactwa: w Jego siłę, w Jego
moc czyniącą cuda, w Jego prowadzenie, w objawiającą się Jego obecność.
Chrystus ostrzegał ten zadufany w sobie kościół: “Pozbawiłem was
wszystkich moich zasobów. Wy jednak myślicie, że ich nie potrzebujecie.
Jesteście zupełnymi nędzarzami, lecz nie zdajecie sobie sprawy ze
swojego stanu”.
Wyobraźcie sobie takie zgromadzenie, siedzące
wygodnie podczas godzinnego nabożeństwa uwielbieniowego. Po uwielbieniu
słuchają krótkiego kazania o tym, jak radzić sobie ze stresem w
codziennym życiu, a potem szybciutko kierują się w stronę wyjścia. Nie
odczuwają potrzeby bycia skruszonym czy złamanym przed Jezusem. Nie
widzą, że nieodzownym jest, by przeszywające przesłanie od Boga
poruszało ich do głębi czy przekonywało o grzechu. Brakuje w tym zborze
wołania: “Panie złam mnie, zmiękcz moje serce. Tylko Ty jesteś w stanie
zaspokoić moje łaknienie”.
Gdzie się podziała niegdysiejsza gorliwość? Kiedyś ci
sami ludzie biegli do kościoła, by chłonąć Słowo Boże i otwierać serca
na światło Ducha Świętego. Teraz jednak uważają, że od tamtego czasu
dojrzeli i nie potrzebują już takich rzeczy. Dlatego ograniczyli swoje
chrześcijaństwo do niedzielnych poranków. To jest jednak religia
letniości.
Jezus tak bardzo miłował pastora z Laodycei i jego
zbór, że ostrzegł ich, iż podejmie radykalne kroki. Powiedział, że
zamierza wytworzyć w nim i jego zborze zapotrzebowanie na Boże zasoby:
“Wszystkich, których miłuję, karcę i smagam; bądź tedy gorliwy i
upamiętaj się” [3:19]. Nadchodzące skarcenie w miłości miało w nich
rozbudzić na nowo potrzebę wzywania pomocy Pańskiej i objawiania się
Jego mocy.
Umiłowani, dzisiaj Chrystus mówi do nas te same
słowa, jakie powiedział laodycejczykom: “Wszystko sprowadza się do
wieczerzania ze Mną. Do otwierania drzwi swego serca, gdy pukam. Wzywam
was teraz, byście do Mnie przyszli i weszli w społeczność ze Mną. Mam
wszystko, czego wam trzeba, a każda chwila spędzona w mojej obecności
będzie dla was sposobnością do zaopatrywania się w moje zasoby. Właśnie
w taki sposób można je uzyskać. Społeczność ze Mną dostarczy wam czego
potrzebujecie w służbie. Tylko przebywanie ze Mną może być źródłem tego
wszystkiego”.
David Wilkerson
z artykułu: "Chrystus, który bada ludzkie serca"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz