Turystyczne drogowskazy bezbłędnie wskazują drogę do dawnej bazyliki św. Jana. Gdy nagle urywają się, próbujemy zaparkować samochód w ciasnych uliczkach centrum i szukamy czegoś, co mogłoby bodaj z wyglądu przypominać cel naszej podróży. Chwilę potem dochodzimy do ogrodzonego zewsząd niewielkiego parku witającego nas kwitnącymi przepięknie oleandrami i szukamy bramy wejściowej. Gdy już ją odnajdujemy, okazuje się, że jesteśmy na miejscu: skwer jest położony na terenie dawnej bazyliki. Płacimy za wstęp parę zwyczajowych lir, wchodzimy i… natychmiast ogarnia nas tragikomiczne poczucie przemieszania z poplątaniem. Pomiędzy dobrze utrzymanymi alejkami wykładanymi kamiennymi płytami dostrzegamy ogromne kamienno-ceglane słupy, które okazują się być pozostałościami po kolumnach unicestwionej bazyliki z VIIgo wielu. Wyglądają jak kikuty rąk jakiegoś niewyobrażalnie wielkiego olbrzyma: są ciężkie, masywne i jakby bezradne. U ich stóp rozłożono nędzne pozostałości po samej świątyni, której wspaniałości możemy się jedynie domyślać: marmurowe tablice z greckimi i ormiańskimi napisami, fragmenty ornamentów i krzyży.
Ale nawet za panowania tureckiego Filadelfia w dalszym ciągu nie traciła charakteru grecko-chrześcijańskiego miasteczka, ponieważ wciąż rezydował tam prawosławny biskup władający wielką bazyliką.
Decydująca katastrofa nadeszła wraz wojną grecko-turecką 1920-22. Początkowo grecka armia zajęła obszerne terytoria zachodniej Anatolii obejmujące także Filadelfię. Latem 1922 turecka armia przystąpiła do kontrofensywy i wyparła Greków ze wszystkich zajętych przezeń terytoriów Azji Mniejszej. Wtedy właśnie miał miejsce wielki pożar miasta i ucieczka wszystkich jego chrześcijańskich mieszkańców. Do dziś właściwie nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Turcy twierdzą, że to wycofujące się greckie wojska stosowały taktykę spalonej ziemi, aby w ten sposób zmusić grecką ludność do repatriacji. Grecy zaś twierdzą, że to Turcy dopuszczali się masowych pogromów na napotkanej ludności chrześcijańskiej, a jeśli to nie zdołało jej nakłonić do ucieczki, to podpalali zamieszkałe przez nią wioski i miasteczka. Jakkolwiek by się sprawy nie miały, w efekcie wojny wszystkie greckie kościoły i domy w Filadefii zostały doszczętnie spalone, zaś jej greckich mieszkańców ewakuowano do Grecji; tam właśnie, tuż koło Aten, założyli oni nowe miasteczko, które nazwali Nową Filadefią. Obecnie jest to wzorcowa dzielnica położona na obrzeżach ateńskiej aglomeracji. Tymczasem w Alaşehir zamieszkali głównie Turcy, których przymusowo ewakuowano spod greckich Salonik. W ten sposób w dzieje Europy i świata wkroczyły brutalne czystki etniczne, owoc nie tyle waśni religijnych, co złowrogiej ideologii nacjonalizmu, która z własnego narodu czyni nie tyle boga, co krwiożerczego bożka.
Jacek Święcki
Zostało ono założone w szczególnym celu. Było usytuowane przy zbiegu granic Mizji, Lidii i Frygii. Filadelfia nie została założona w celach wojskowych, ponieważ nie zagrażało jej żadne niebezpieczeństwo. Intencją założycieli tego miasta było uczynienie z niego propagatora greckiej kultury i języka na terenie Lidii i Frygii; tak dobrze spełniało ono to zadanie, że już w roku 19 po Chr. Lidyjczycy zupełnie zapomnieli własnego języka i stali się Grekami. Ramsey powiada o Filadelfii, że była ona „ośrodkiem szerzenia greckiego języka i greckiej literatury w spokojnym kraju przy pomocy pokojowych środków”. To właśnie ma na uwadze zmartwychwstały Chrystus, gdy mówi o otwartych drzwiach przed zborem w Filadelfii. Trzysta lat wcześniej Filadelfia posiadała otwarte drzwi do szerzenia greckich pojęć w obcych krajach, a teraz stoi ona przed innym wielkim zadaniem misyjnym: przekazywania ludziom poselstwa miłości Jezusa Chrystusa.
Filadelfia wyróżniała się wielką cechą, która pozostawiła swój ślad w tym liście. Leżała ona na krańcach wielkiej równiny zwanej katakekaumene co znaczy Spalony Ląd. Katakekaumene była wielką równiną o pochodzeniu wulkanicznym. Znajdowano tam ślady lawy i pyłów wulkanicznych, a powstała na tym podłożu gleba była bardzo urodzajna. Filadelfia była ośrodkiem wielkich winnic i producentem słynnych win. Jednak sytuacja ta posiadała też swoje niebezpieczeństwa, które właśnie na Filadelfii pozostawiły swoje najwyraźniejsze piętno. 17 roku po Chr. nastąpiło trzęsienie ziemi, które zniszczyło Sardes i dziesięć innych miast. W Filadelfii wstrząsy podziemne odczuwano przez wiele lat, dlatego Strabon określa ją jako „miasto pełne trzęsień ziemi”.
Często zdarza się, że wielkie trzęsienie ziemi ludzie przeżywają odważnie, zaś małe, ale często powtarzające się wstrząsy wywołują panikę. To samo działo się w Filadelfii. Strabon dokładniej opisuje tę sytuację. Wstrząsy odczuwano każdego dnia. Na ścianach domów pojawiały się coraz bardziej rozszerzające się szczeliny. To jedna, to inna część miasta zamieniała się w ruiny. Większa część ludności mieszkała poza miastem w małych chatkach, bojąc się nawet wchodzić na jego ulice, aby nie stracić życia pod gruzami. Ci, którzy nadal mieszkali w mieście, byli uważani za szaleńców; stale podpierali oni chwiejące się budynki i co chwila uciekali na otwartą przestrzeń. Te straszne dni Filadelfii nigdy nie poszły w zapomnienie, stąd ludzie podświadomie oczekiwali na nagły wstrząs i byli gotowi do ucieczki na tereny niezabudowane. Mieszkańcy Filadelfii dobrze wiedzieli, jaka nagroda tkwiła w obietnicy bezpiecznego wychodzenia z budynku świątyni (w. 12).
Zwróćmy uwagę na inne fakty związane z historią Filadelfii. Po zniszczeniach przez trzęsienie ziemi, Tyberiusz był tak łaskaw wobec Filadelfii jak i wobec Sardes. Z wdzięczności za to miasto zmieniło swoją nazwę na Neocezarea – Nowe Miasto Cesarza. W czasach cesarza Wespazjana Filadelfia znowu na znak wdzięczności zmieniła swoją nazwę na Flavia, ponieważ Flawiusz było rodzinnym imieniem cesarza. Jednak żadna z nowych nazw nie utrzymała się długo i Filadelfia znowu wróciła do swej pierwotnej nazwy. Mieszkańcy Filadelfii dobrze więc wiedzieli co to znaczy otrzymać „nowe imię”.
Filadelfia otrzymała największą ze wszystkich miast chwałę, ponieważ na to zasługiwała.
W późniejszych czasach stała się ona bardzo wielkim miastem. Gdy za pośrednictwem Turków mahometanizm zalał całą Azję Mniejszą i wszystkie inne miasta upadły, Filadelfia pozostała wolna. Przez wieki było to wolne greckie miasto chrześcijańskie, otoczone morzem pogaństwa. Stało się ono ostatnim bastionem azjatyckiego chrześcijaństwa. Upadło ono dopiero w połowie czternastego wieku, ale do dzisiejszego dnia mieszkają tam tysiące chrześcijan, którym przewodzi biskup. Z wyjątkiem Smyrny inne kościoły leżą w ruinach, lecz w Filadelfii wciąż powiewa sztandar chrześcijańskiej wiary.
William Barclay
To starożytna Filadelfia - "bratnia miłość".
To miasto jest stosunkowo młode, założone w II wieku przed Chrystusem przez Attalusa II Filadelfusa. Jako starszy brat odziedziczył Pergam, a dla swojego młodszego brata wybudował właśnie Filadelfię. Postawił ją w strategicznym miejscu - w przejściu między górami, jako kluczową twierdzę broniącą dostępu do żyznych dolin. Miasto leży na terenach aktywnych sejsmicznie. Często było burzone, ale i odbudowywane. Ze względu na swój urok, nazywane było też Małymi Atenami
Przejechaliśmy dzisiaj 560 km. Odczuwając już zmęczenie, zatrzymujemy się w pierwszym napotkanym hoteliku w centrum miasteczka, przy niewielkim rondzie. Warunki okazują się bardzo dobre, a cena przystępna. Jeszcze niedawne nasze obawy o możliwości noclegowe wydają się bezpodstawne. Wychodzimy jeszcze na krótki wieczorny spacerek, aby poznać nieco atmosfery Tureckiej prowincji. Przekonujemy się, że nie jest zwyczajem Turków wieczorne oglądanie telewizji, ale właśnie wspólne spędzanie czasu na zewnątrz. I te kawiarenki pełne mężczyzn, grających w szachy, warcaby, i inne gry, siedzących, nie tak jak u nas przy szklance piwa, ale przy herbatce, kawałkach arbuza, wodzie mineralnej, sokach i innych bezalkoholowych napojach. Tylko o czym rozmawiają, skoro w ich towarzystwie nie ma kobiet? Jest to widok niezwykły. Wracamy do hotelu i zmęczeni, szybko zasypiamy. Na szczęście klimatyzacja funkcjonuje sprawnie, ponieważ rano o 7.00 na zewnątrz było już ponad 30 stopni Celsjusza.
Zjadamy typowe tureckie śniadanko - biały chleb, twaróg, dżem, oliwki, pomidory i zielone ogórki. Popijamy znakomitym sokiem wiśniowym i ruszamy na poszukiwanie śladów starożytności w tym niewielkim miasteczku. Nie było to takie proste. Trochę kluczymy po uliczkach budzącego się miasteczka, aż w końcu docieramy do ruin kościoła św. Jana, doprowadzeni tam przez pewnego motorowerzystę. W zasadzie to nawet nie ruiny, ale dwa olbrzymie filary, pomiędzy którymi spokojnie przechadzał się żółw. Po drugiej stronie ulicy stoi co? - oczywiście meczet, właśnie pieczołowicie sprzątany przez kilka kobiet. Dziwne te meczety w historycznych miejscach dla chrześcijaństwa. Ale trzeba się do tego przyzwyczaić. Jak do tej pory we wszystkich zabytkowych miejscach jesteśmy jedynymi zwiedzającymi.
Mariusz Radosz
Opracowano na podstawie:
William Barclay „Komentarza do Księgi Objawienia”
Jacek Świecki „Tam gdzie powstała apokalipsa”
Portal Turcja w sandałach
Mariusz Radosz Widziałem siedem zborów Apokalipsy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz